Czy wyrok sądu kościelnego, w którym orzeka się nieważność małżeństwa kościelnego (pot. rozwód kościelny) jest dla obu stron procesowych, czy tylko dla strony powodowej, czyli tej, która wnosi skargę powodową, to jest pozew? Czy może jednak skoro zawarcie małżeństwa jest dla dwojga, to wyrok także. To pytanie, na które często Państwo próbujecie sobie odpowiedzieć i które często mi stawiacie. Poniżej postaram się na to pytanie możliwie wyczerpująco odpowiedzieć – opisać jak wygląda sytuacja w świetle prawa kanonicznego.
Czy w kościele są rozwody?
„W Kościele katolickim nie ma rozwodów” da się słyszeć niczym refren przeplatany zwrotkami o „rozwodzie kościelnym Jacka Kurskiego”, „rozwodzie kościelnym Krzysztofa Rutkowskiego”, „rozwodzie kościelnym Marty Kaczyńskiej” i innych. To w końcu są w Kościele rozwody, czy ich nie ma?
Mówiąc rozwód kościelny ma się na myśli to, co profesjonalnie określa się mianem procesu zmierzającego do unieważnienia małżeństwa kościelnego. Prócz tych dwóch możemy mieć do czynienia z orzeczeniem nieważności małżeństwa, unieważnieniem małżeństwa, unieważnieniem ślubu, anulowaniem małżeństwa czy anulowaniem ślubu. Można stwierdzić, że są to bardziej lub mniej poprawne określenia na to samo (synonimy).
Najbardziej poprawną z punktu widzenia językowego oraz nauki prawa formą jest orzeczenie nieważności małżeństwa kościelnego lub też stwierdzenie nieważności małżeństwa.
Celem kanonicznego procesu małżeńskiego jest bowiem wydanie orzeczenia lub inaczej stwierdzenie, czy procesowane małżeństwo zostało ważnie zawarte.
Jak jednak widać forma proces zmierzający do stwierdzenia nieważności małżeństwa kościelnego lub też proces zmierzający do rozwodu kościelnego są formami nieco przydługimi i dlatego obok nich wyrosły inne – krótsze, lecz niestety mniej poprawne z punktu widzenia językowego i prawnego.
Czterema kolejnymi niezwykle popularnymi określeniami na proces zmierzający do orzeczenia nieważności małżeństwa kościelnego są: unieważnienie małżeństwa, unieważnienie ślubu i analogicznie anulowanie małżeństwa i anulowanie ślubu. Są to jednak określenia, jak już wcześniej wspomniano, błędne. Oto bowiem sugerują one, że procesowane małżeństwo było w jakimś momencie ważne, a teraz zmierzamy do jego unieważnienia lub anulowania. Kanoniczny proces małżeński zmierza jednak do tego, by stwierdzić, że małżeństwo od samego początku było ważnie lub nieważnie zawarte. Nie ma więc w procesie kościelnym miejsca na to, by jakieś małżeństwo było choćby przez chwilę ważne, a teraz je unieważniamy lub anulujemy.
Najmniej poprawną nazwą jest rozwód kościelny. Rzeczywiście, jak już wspomniano na wstępie, w Kościele katolickim nie ma rozwodów (choć można by tym mianem określić skutki udzielenia Przywileju Pawłowego lub Przywileju Piotrowego). Rozwód kościelny to potoczne określenie tego, co profesjonalnie nazywamy procesem zmierzającym do rozwodu kościelnego. Jest to kalka z prawodawstwa państwowego, gdzie rozwody występują.
Kolejnym wartym poruszenia zagadnieniem jest to, czy stwierdza się nieważność małżeństwa czy ślubu. Ślub to pewna ceremonia podczas której składa się ślubowanie. Małżeństwo zaś to sakrament, który jest efektem wspomnianego ślubowania. W procesach kościelnych stwierdza się, że małżeństwo zostało nieważnie zawarte, a więc, że ślubowanie boryka się z jakimiś przeszkodami, wadami lub brakami, które skutkują jego nieważnością. Nieważność ślubowania pociąga za sobą, co oczywiste, nieważność jego skutków, a więc małżeństwa. Jednocześnie stwierdzenie, że małżeństwo jest nieważne pociąga za sobą konsekwencje w postaci uznania ślubowania za nieważne.
Podsumowując: zarówno małżeństwo jak i ślub (w znaczeniu ślubowania a nie samej formy ceremonialnej) są poprawnymi formami zarówno pod względem językowym jak i prawnym.
Inaczej będzie się miała rzecz, kiedy pod słowem ślub będziemy rozumieć wyłącznie formę ceremonialną, lub mówiąc kolokwialnie imprezę w kościele. Taki sposób rozumowania dyskwalifikowałby pojęcie stwierdzenia nieważności ślubu.
Ostatnią kwestią jest to, czy kanoniczny proces małżeński zmierza do unieważnienia małżeństwa, czy też małżeństwa kościelnego. W Polsce można wyróżnić dwa rodzaje małżeństw: cywilne oraz wyznaniowe. Pierwsze określa się mianem prostego małżeństwa zaś drugie małżeństwa kościelnego. Nad pierwszym władzę sprawuje prawo i sądownictwo państwowe, a nad drugim kościelne. Pierwsze można unieważnić, a także rozwiązać, a drugiego, jak to zostało już ukazane nie. Stąd ważne wydaje się, by dookreślić o jakie małżeństwo chodzi dodając do niego przymiotnik kościelne.
Unieważnienie małżeństwa kościelnego (pot. rozwód kościelny) dla jednej czy obu stron
Wiedząc już jak należy rozumieć sformułowanie “rozwód kościelny” – jako stwierdzenie nieważności małżeństwa kościelnego – możemy spróbować odpowiedzieć na tytułowe pytanie. Stwierdzenie nieważności małżeństwa polega na orzeczeniu, że nigdy ono nie zaistniało. Skoro zaś nigdy nie zaistniało, to między obiema stronami nie ma związku małżeńskiego. Niemożliwe jest bowiem, by małżeństwem była związana tylko jednak osoba. Małżeństwo kościelne to związek kobiety i mężczyzny. Małżeństwo, w ujęciu kontradyktoryjnym, a nie personalistycznym, to umowa. Umowa dwustronna. Małżeństwo nie może być umową jednostronną. Skoro zaś nie da się zawrzeć małżeństwa przez jedną osobę, to stwierdzenie nieważności małżeństwa oznacza, że jest ono nieważne dla obu stron.
Skąd pomysł na stwierdzenie nieważności małżeństwa (pot. rozwód kościelny) dla jednej tylko osoby
Myślenie, że stwierdzenie nieważności małżeństwa (pot. rozwód kościelny) jest dla jednej tylko osoby (strony powodowej) może, jak sądzę, wynikać z dwóch przyczyn. Jedną z nich jest przenoszenie pewnej kalki z procesu rozwodowego, w którym orzeka się o winie. Drugim jest zwykła zawiść.
Orzekanie o winie
Często, przenosząc niejako kalkę z cywilnego procesu rozwodowego, mówi się, że w kościelnym procesie małżeńskim orzeka się o winie. Nie jest to jednak prawda.
W cywilnym procesie rozwodowym istnieje instytucja orzekania o winie. Polega ona na stwierdzeniu, przez którego z małżonków rozpadł się związek małżeński. I tak winna rozpadu małżeństwa może być zarówno kobieta, jak i mężczyzna lub oboje. Można także orzec rozwód nie orzekając o winie – takie procesy są zwykle dużo szybsze (na ogół trwają kilka minut), nie wzbudzają całej masy niejednokrotnie negatywnych emocji, nie obciążają stron procesowych psychicznie (zwykle podczas takich procesów odbywa się, potocznie mówiąc, tzw. „pranie wszystkich brudów”).
Ustawodawstwo kościelne nie zna pojęcia orzekania o winie. O winie orzeka się bowiem chcąc wskazać na osobę winną rozpadu małżeństwa. A należy z naciskiem przypomnieć, że proces kościelny jest zorientowany na moment (chwilę) zawarcia małżeństwa i stwierdzenie, czy zostało ono ważnie zawarte, a nie na rozpad małżeństwa i to, kto się do niego przyczynił.
Nieco swoistego zamieszania wprowadza orzekanie z tytułu „po stronie” pozwanego/pozwanej lub powoda/powódki. Nie jest to jednak tożsame z orzekaniem o winie. Może się bowiem zdarzyć, że strony nie są winne tego, że zawarły małżeństwo nieważnie.
Przykłady można mnożyć. Kto jest bowiem winny w sytuacji, w której rodzeństwo w wieku niemowlęcym zostało rozdzielone, a w dorosłym życiu zawiera ze sobą małżeństwo? Kto jest winni w sytuacji w której strony nie potrafią z przyczyn natury organicznej lub psychicznej dopełnić (skonsumować) swojego małżeństwa? Na czyją winę wskazać w sytuacji w której kapłan asystujący przy zawarciu małżeństwa nie posiada ważnej delegacji? Kto jest winny, kiedy jedna strona postawi warunek do zawarcia małżeństwa, który się nie ziścił? W końcu na czyją winę wskazać, kiedy teściowa/matka nieustannie wtrąca się do związku stron? To oczywiście tylko wybór przykładów, które można wskazywać niemal w nieskończoność.
W Polsce znana jest procedura unieważnienia ślubu cywilnego. W niej, podobnie jak w kościelnym procesie zmierzającym do stwierdzenia nieważności małżeństwa, także nie orzeka się o winie.
W cywilnych procesach rozwodowych istnieje możliwość orzekania o winie jednej lub obu stron małżeństwa, a także powstrzymywanie się od takiego orzekania. W kościelnym procesie małżeńskim nie istnieje instytucja orzekania o winie – zdarza się, że o nieważności małżeństwa decydują okoliczności, na które strony nie mają wpływu.
Przechodząc do sedna sprawy: to nie jest tak, że unieważnienie małżeństwa kościelnego (pot. rozwód kościelny) dostaje tylko osoba “niewinna”, a “winna” trwa nadal w związku małżeńskim. Nie da się zatem zrobić tak, by rozwodu kościelnego osoba uważana mylnie za winną, a zatem, ta, po której stronie orzeczono nieważność małżeństwa (pot. rozwód kościelny) nie dostała. Rozwód kościelny dostają obie strony.
Zawiść
Drugą, wspomnianą już wcześniej przyczyną, dla której niektórzy myślą, że stwierdzenie nieważności małżeństwa (pot. rozwód kościelny) dostaje tylko jedna ze stron procesowych jest zawiść. Niejednokrotnie bowiem bywa tak, że strona pozwana nie bierze udziału w procesie – nie składa zeznań, nie przedkłada dowodów, nie proponuje świadków, nie poddaje się badaniu biegłego. Mimo tej absolutnej bierności strony pozwanej, sędziowie decydują o wydaniu wyroku pozytywnego (pot. rozwód kościelny). Rozwodu kościelnego nie może dostać tylko jedna strona (strona powodowa) a druga strona (strona pozwana) już nie. Udział w procesie nie ma na to wpływu. Stwierdzeniu nieważności małżeństwa na ogół nie stoi na przeszkodzie brak udziału w procesie strony pozwanej.
Druga kwestia związana z zawiścią jest związana z kryterium ekonomicznym. Strona powodowa często wychodzi z założenia, że to ona sama płaci za proces, a skutek tego procesu jest także dla strony pozwanej. Koszt związany z taksą procesową, czy biegłym sądowym, a nawet adwokat – to jest niejednokrotnie spory koszt, który pokrywa strona powodowa. To jawi się stronie powodowej jako niesprawiedliwe pod względem ekonomicznym.